Słodki introwertyzm Wesa Andersona

Data:

Oglądanie filmów Andersona przypomina jedzenie cupcake: oczy śmieją się na sam widok wszystkich wspaniałości, którymi jest ozdobione ciastko. Pokusa nie do odparcia, a kiedy już zjesz jedno, pewne jest tylko to, że sięgniesz po następne. Po obejrzeniu jednego obrazu tego reżysera, kolejne etapy odkrywania jego świata są tylko kwestią szybkiego zorganizowania konsumpcji.

Charlie Chaplin powiedział kiedyś: „ Life is a tragedy when seen in close-up, but a comedy in long-shot”. Słowa te znajdują odzwierciedlenie w filmach Wesa Andersona i rodzaj oraz długość ujęcia nie ma tu znaczenia. Chodzi o dystans, który charakteryzował także dzieła Chaplina. Ten sam, który sprawia, że nie mamy dość tragikomicznych losów filmowych bohaterów, a w gruncie rzeczy smutne historie stają się całkiem zabawne. Wrażliwość Andersona pozwala mu na kreowanie przed widzem groteskowych wizji, oderwanych od rzeczywistości, jednocześnie będących tak blisko niej. Reżyser niewątpliwie ma swój własny świat (podobnie postaci z jego filmów), jednak wpuszcza nas do niego, kusząc bardzo przyjemnymi barwami, niebanalną estetyką i nutką ekstrawagancji.

Twórca zasługuje stuprocentowo na miano AUTORA. Jego indywidualny styl tworzą proste, mogłoby się wydawać - banalne jak nastoletnia miłość historie, osadzone w przerysowanej rzeczywistości. To, co charakterystyczne dla jego filmów, to pewne zamknięcie. Anderson prezentuje wiele klaustrofobicznych przestrzeni, jak łódź podwodna („Podwodne życie ze Stevem Zissou”), wagon pociągowy („Pociąg do Darjeeling”), lisia nora („Fantastyczny Pan Lis”), czy winda, ciasne pokoje lub więzienna cela jak w jego ostatnim dziele „Grand Budapest Hotel”. Scenografia, zawsze szczegółowo dopracowana, dookreśla nie tylko samo miejsce akcji, ale także świadomość bohaterów – w domu Fantastycznego Pana Lisa nie brakuje niczego, co powinno znaleźć się w tradycyjnym amerykańskim domu i co niezbędne do tradycyjnego, rodzinnego amerykańskiego śniadania przed wyjściem do pracy. Zamknięte pomieszczenia reżyser konfrontuje z pięknymi, otwartymi przestrzeniami, zderzając ciasnotę, w jaką są wciśnięci bohaterowie z malowniczymi obrazami, przypominającymi filmy przyrodnicze. Są one symbolem pewnego wyzwolenia, zrzucenia ograniczeń, z jakimi zmagają się postaci Andersona. Patrząc na kadry jego dzieł, chce się w nich po prostu być – czyż Zubrowka nie jest interesującym krajem?

Reżyser puszcza często do widza oko, poprzez nawiązania do innych filmów czy znanych powszechnie zjawisk popkultury. W mistrzowskich „Kochankach z Księżyca” główni bohaterowie to jeszcze dzieci, ale kontekst, w jakim są osadzeni oraz ich gra aktorska sprawia, że historia ich miłości nie jest tandetnie sentymentalna, lecz w połączeniu ze zdjęciami w stylu retro, po prostu urocza. Bawi dodatkowo poważny ton, jaki nadają doświadczone gwiazdy i nieustępujące im w grze na serio pozostałe dzieci. Sam (Jared Gilman) zachowuje się niczym doświadczony playboy wśród aktoreczek, gdy odwiedza garderobę dziewcząt po przedstawieniu. Jego koledzy szukają go niczym szeregowca Ryana, a harcmistrz Ward jak dyrektor więzienia Shawshank odkrywa zniknięcie bohatera, zrywając plakat na ścianie namiotu. Z kolei „Fantastyczny Pan Lis” łączy w sobie kino familijne z bardzo porządnie zrobionym filmem akcji.

https://www.youtube.com/embed/-Ja0YZ0iAUY

Oprócz kolorów, często cukierkowych barw czyniących trudną rzeczywistość bardziej znośną, to właśnie bohaterowie są drugim znakiem rozpoznawczym Wesa Andersona. Dziwni, ekstrawaganccy (czasem stereotypowo i do przesady jak Tilda Swinton w roli Madame D. w „Grand Budapest Hotel”), żyją w swoim świecie. Jednym słowem są specyficzni. Mają swoje przyzwyczajenia, rytuały (bohater ostatniego filmu reżysera Gustave H. – rewelacyjny Ralph Fiennes – wie, jak ważny w każdej sytuacji jest zapach dobrych perfum). Postaci Andersona to osoby wyjątkowe, wyraźnie odstające od reszty, często jednostki wybitne jak Max Fisher („Rushmore”), słynny oceanograf Steve Zissou, o genialnym klanie Tenenbaumów nie wspominając. Ich kostiumy bywają karykaturalne, ale zawsze podkreślają oryginalność postaci.

Kolejnym istotnym elementem twórczości Andersona są znakomite scenariusze, obfitujące nie tylko w zabawne dialogi, ale niespodziewane zwroty akcji i bazujące na absurdzie przygody. Jego introwertyczni bohaterowie stawiają czoła nie lada wyzwaniom, by ochronić swój świat i swoje wartości. Zorganizują kosztowną ekspedycję, mogącą doprowadzić ich do bankructwa w celu odnalezienia i zemsty na rekinie, który pożarł przyjaciela („Podwodne życie ze Steven Zissou”). Zaplanują wielką ucieczkę z zakładu psychiatrycznego, który w zasadzie jest ciągle otwarty a potem będą starać się wkroczyć na ścieżkę kariery przestępczej („Trzech facetów z Teksasu”). Będą toczyć walkę na śmierć i życie z dyrektorem szkoły o względy pięknej nauczycielki („Rushmore”). Wymyślą podstępny plan zwabienia braci na wycieczkę do Indii w celu poszukiwania tak okrzykniętej przez Zachód odnowy duchowej, straconych więzi i wyrodnej matki („Pociąg do Darjeeling”). Wypowiedzą wojnę farmerskim magnatom („Fantastyczny Pan Lis”). Anderson nie boi się poruszać trudnych tematów o tematyce rodzinnej. Jego bohaterowie to często neurotycy, spotęgowani zwłaszcza w „Genialnym klanie”, zamknięci na relacje z najbliższymi, oddaleni od nich, mający przez swoje neurotyczne usposobienie problemy w relacjach z ludźmi (i zwierzętami). Darzymy ich jednak zawsze zrozumieniem i sympatią. Do sukcesu przyczyniają się oczywiście również aktorzy. Bill Murray, Adrien Brody, Willem Defoe, Jason Schwarztman czy Owen Wilson – zaufali reżyserowi raz, a dalsza współpraca przynosi im zawsze niesamowite kreacje.

Filmy Wesa Andersona to obrazy dla dorosłych dzieci. Wracamy chętnie do dzieciństwa, zwłaszcza tak gustownie prezentowanego. Sam reżyser zdaje się mieć w sobie wiele z chłopca i przenosi ten aspekt swojej osobowości na ekran. Każdy jego film jest jak pięknie zapakowane pudełko ze słodkościami, które gdy otworzymy, kryje w sobie kolejne, następne … i jeszcze jedno. Jest jak paczka ulubionych cukierków, znikających jeden po drugim przy ciągłym szeleście papierków. A apetyt rośnie w miarę jedzenia.